Kawy, dajcie mi kawy!

Jestem zdeklarowaną, świadomą swojego nałogu kawoholiczką. Jakiś czas temu, z samego rana, przed pierwszą dawką kofeiny, zmierzyłam sobie ciśnienie? 89/53 - czy coś w tym stylu. Poranna kawka i od razu 30 oczek w obie strony wyżej. Swoją drogą, że ciśnienie z reguły mam niskie. Ale nie o moim stanie zdrowia rozmawiać będziemy, przynajmniej nie dosłownie, ale o upodobaniach. Kawę lubię z dwóch powodów... Po pierwsze: smak. Uwielbiam go. Czekoladki, cukierki i jogurty u mnie też są kawowe. Ale najlepsza jest i tak w wersji płynnej i kiedy jest prawdziwa.  Bo ona oprócz smaku daje mi (po drugie) energię, kopa, moc, pozwala mi góry przenosić i takie tam,...
Tylko, kiedy mi jej najbardziej potrzeba, czytaj: jestem poza domem, jestem zmuszona skorzystać z oferty wszelkiego rodzaju barów, restauracji czy budek z kawą. A co one serwują?

Latte, czyli mleko o smaku kawy
Latte Macchiato - podwójne mleko o smaku kawy
Cappuccino - mleko o kolorze kawy z mlekiem
Caffe Americano - gorąca woda z dodatkiem kawy
Espresso - esencja z kawy  

I oczywiście, nie powiem,  lubię się czasem napić któregoś z powyższych napojów, ale no właśnie... napojów. Układane warstwami na zmianę ze spienionym mlekiem w fikuśnych szklankach, doprawiane syropami o smaku  truskawek czy innych bananów i posypywane cynamonem, owszem są fajne, ładnie wyglądają i może nawet nieźle smakują. Ale nie są kawą.
Nazwijcie mnie konserwatystką, ale dla mnie kawa, to ta parzona po turecku, z gruntem, fusiara. To jest kawa z definicji, to jej kwintesencja. Sam jej zapach make my day :)

Moja kawunia, parzona po turecku, nawet się do mnie uśmiecha.
I uważam, że wszelkie lokale, które nie mają takiej w swojej ofercie zwyczajnie lekceważą swoich klientów*. A niestety coraz rzadziej widzę ją w restauracyjnych kartach.
Ostatnio trafiłam na nią w wakacje, w jakimś barze przy zjeździe z autostrady, gdzieś przed Bydgoszczą. Całe szczęście, bo potrzebowałam wtedy kofeiny, a nie zabarwionego mleka. Swoją wdzięczność wyraziłam nawet w księdze gości: - "Jak dobrze, że są jeszcze miejsca, w których podają kawę parzoną po turecku" - napisałam. 
Szkoda tylko, że tych miejsc jest coraz mniej.

Lokali, które nie podają parzonej kawy zdecydowanie, przez duże N -
Nie kupuję, 
Targetowa

*Chyba że jest jakiś dziwny sanepidowski zakaz, to może wybaczę, ale nie zrozumiem...

4 komentarze:

  1. No ja jestem kawoholikiem zdecydowanym. I też bardzo lubię kawę parzoną :) Tylko na moje ciśnienie to ona już nie wpływa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiedziałam, że taki istnieje! :D
    Sama nie pijam, ale Mąż pewnie się ucieszy, jak mu powiem, że jeszcze dziś jest dzień jednego z jego ulubionych napojów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o Dniu Płynu do mycia naczyń albo chodzenia bez stanika wiedziałaś? Polecam kalendarz świąt nietypowych ;)

      Usuń

Copyright © Targetowa